„Sprytnie, Albercie” to nie
pierwsze nasze spotkanie z Albertem Albertsonem, który podbił nasze
serca.
Ta część jest póki co najlepszą jaką czytaliśmy –
pełną sarkazmu i humoru.
Odnoszę wrażenie, że ta odsłona
serii o Albercie pisana jest w nieco innym stylu, co wypada niezwykle
pozytywnie.
W roli głównej oczywiście Albert, tym razem odwiedzający babcię. Babcia trochę zawodzi, ale o tym za chwilę.
U babci są również kuzyni, którzy
jako ci starsi ustalają reguły „gry” i nie pozwalają bawić się z nimi Albertowi. Jest mały i „nic nie rozumie”.
Ale Albert zamierza utrzeć im nosa w przezabawny sposób. Nie
popsuję Wam zabawy i tym razem nie zdradzę zakończenia.
W „Sprytnie, Albercie” mamy morał,
który nie zawsze obecny jest w serii o Albercie oraz nieco nauki –
Hania od razu zapamiętała jak nazywamy karty – karo, kier, pik i
trefl.
A co z babcią? Cóż, należy jej się
reprymenda za pozostawienie Alberta samemu sobie. Kiedy bowiem kuzyni
zarządzają, że Albert nie będzie z nimi grał w karty, babcia na
to przystaje, a Albert? Albert zostaje sam! No co to za babcia?
„Sprytnie, Albercie” to rewelacyjna
pozycja, bez której w biblioteczce małego dziecka zawsze będzie
czegoś brakowało.
Zajrzyj również do „Wiąż, ile chcesz, Albercie” i „Co mówi tata Alberta?”.
Nie zapomnij także podzielić się recenzją z przyjaciółmi
👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇
Komentarze
Prześlij komentarz