Macie tak czasami, że czujecie coś,
czego nie umiecie zbyt dobrze wytłumaczyć?
Ja taki właśnie kłopot mam z
„Księżycowym sorbetem”.
Od początku do końca książka jest
wyjątkowa, magiczna i po prostu rewelacyjna, ale dlaczego? Bardzo
trudno mi to wyjaśnić. Może dlatego, że nie mam jej z czym
porównać, bo jest w całej rozciągłości inna niż wszystkie,
które czytałam – może przeczytałam tych dziecięcych lektur
wciąż jeszcze za mało.
A może dlatego, że to książka z
zupełnie innej szerokości geograficznej i ze względu na tak duże
różnice kulturowe wydaje mi się niezwykła?
Spróbuję Wam jednak mimo wszystko tę
niepowtarzalną pozycję przybliżyć.
Jeśli śledzicie naszego Instagrama „Księżycowy sorbet” już mógł Wam tam mignąć.
Hania bowiem, gdy tylko przyszedł pan listonosz, porwała książkę i już jej
nie było. I książki i Hani. Czytała, przeglądała i cóż. Chyba
też ją zafascynowała, tak jak mnie, bo sięga po nią od tamtej pory chyba codziennie.
Nawet wydanie „Księżycowego
sorbetu” jest wyjątkowe.
👉Po pierwsze, naprawdę można odczuć, że
rzecz się dzieje w nocy – efekt jest niezwykle rzeczywisty,
pomimo... zupełnie nierzeczywistych postaci i niesamowicie
rzeczywistej scenerii. Pomieszanie z poplątaniem, a jednak wszystko
trzyma się obranej konwencji i daje fenomenalny efekt.
👉Po drugie
książka zaczyna się stroną wstępu – umiejscowieniem opowieści
w czasie.
Nie ma tytułu, autora i całej wydawniczej „strony
tytułowej” dopiero na 4 stronie mamy tytuł i zaczyna się
historia.
Bohaterami opowieści są wilki –
uosobione rzecz jasna.
Jest gorąco, wszyscy włączają
klimatyzatory i bach! Zużyto za dużo prądu, wszędzie nastaje
ciemność. Jest tak gorąco, że... księżyc topi się! A potem?
Potem dzieje się magia.
Ta krótka opowieść jest tak
klimatyczna, że nawet nie wiem jak Wam to przekazać.
Wilki
wprawdzie wyglądają jak narysowane i wycięte z papieru, na tle
szczegółowego projektu kamienicy, przedstawionego tak, że oglądamy
społeczność wilków niejako przez okno - jednak "rysunkowość" postaci tutaj w ogóle nie jest dla
mnie problemem.
W pewnym momencie do historii wkradają
się króliki, które po tym jak księżyc się stopił nie mają
gdzie mieszkać. Wówczas opowieść może wydać się zwyczajnie
bezsensowna, ale gdy tylko doczytamy do końca wszystko się wyjaśnia
– choć dla kogoś bardziej oczytanego niż ja będzie być może jasne od
razu.
Na ostatniej stronie, gdybyśmy nie
dali rady samodzielnie wydumać o czym jest opowieść i jaki niesie
przekaz, otrzymujemy konkretne odpowiedzi.
I tu właśnie dowiedziałam
się, że króliki mieszkające na księżycu to element ludowej,
koreańskiej legendy. Kolejna fantastyczna sprawa! Taka notka powinna
znaleźć się w każdej książce, pytanie „co autor miał na
myśli” odeszłoby do lamusa.
✅Mamy więc bardzo głęboki przekaz,
poszerzanie wiedzy i horyzontów (legenda o królikach), pobudzenie
wyobraźni (i to jak! ) i fenomenalne, jeszcze raz – FENOMENALNE! –
ilustracje kamienicy, a do tego to na co zawsze zwracam uwagę –
bardzo czytelną czcionkę.
❕To nie jest jedna z modnych i
popularnych książek. Ale to bez wątpienia jedna z tych książek
dla dzieci, którą polecam z czystym sumieniem, a którą warto mieć
na półce – kształtującą postawy, mobilizującą do rozmowy z
dzieckiem, naprowadzającą na sprawy dotąd nieznane. To wreszcie
jedna z tych książek, które spełniają wszystkie moje wymagania
stawiane literaturze dla dzieci.
Zajrzyj także do innych fantastycznych książek, jak "Faro ze słonecznej zatoki" czy "Gdy smok się wprowadza".
Jeśli "Księżycowy sorbet" spodobał Ci się równie mocno co mnie, podziel się recenzją z przyjaciółmi.
👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇
Komentarze
Prześlij komentarz