Czytanie globalne, metoda Domana: wywiad z Marią Trojanowicz – Kasprzak


czytanie globalne Maria Trojanowicz -  KasprzakŚledząc tego bloga wielu z Was zauważyło, że rozgraniczam „czytanie globalne” i „metodę Domana”. Czy to tylko semantyka? Czy możemy jednak wyszczególnić różnice?
Niejednokrotnie przewijał się tu także temat kart do nauki czytania i mojego wyboru kart bez ilustracji. Od tego właśnie się zaczęło – postanowiłam dopytać u źródła.
Dzięki wielkiej uprzejmości Pani Marii Trojanowicz - Kasprzak, mogę zaprezentować Wam dzisiaj wywiad, który jest pigułką wiedzy na temat globalnego czytania.

Jeśli chcecie więc dowiedzieć się:
🕮jak skutecznie bawić się w czytanie, 
🕮o czym trzeba pamiętać wdrażając metodę Domana w języku polskim, 
🕮czy warto wprowadzać czytanie globalne w kilku językach i kiedy to robić, 
🕮co robić dalej, gdy skończymy „program czytania”, a także wiele więcej – zapraszam Was do lektury.

Słowem wstępu - kim jest Maria Trojanowicz Kasprzak 


Dla tych, dla których osoba Pani Marii pozostaje tajemnicą, spieszę z krótkim wstępem.
Maria Trojanowicz – Kasprzak jest filologiem polskim oraz pedagogiem przedszkolnym o wieloletnim stażu. To także autorka publikacji na temat czytania globalnego oraz mnóstwa materiałów do zabaw w czytanie.
To właśnie Ona przetransponowała metodę Domana na grunt polski, tworząc tym samym znane szerzej „czytanie globalne”. 
Doceniona na wielu płaszczyznach jest Ekspertką Polskiej Sieci Kobiet Nauki, Szczecinianką Roku 2013 oraz posiadaczką Złotego Krzyża Zasługi.
Więcej o mojej Rozmówczyni, Jej doświadczeniach, przemyśleniach i działaniach możecie przeczytać na stronie Pani Marii, poświęconej w całości czytaniu globalnemu.


Młodzi rodzice często są zakrzykiwani teoriami mam, teściowych i całego otoczenia na temat najlepszego sposobu wychowania dziecka. Co powiedziałaby Pani świeżo upieczonym rodzicom, którzy chcąc rozpocząć zabawę w czytanie z dzieckiem od urodzenia lub w bardzo wczesnym wieku słyszą, że to zabranie dziecku dzieciństwa i męczenie niemowlaka?

  • Powiedziałabym, że to czego uczy się dziecko we wspólnej z rodzicem radosnej zabawie wzbogaca jego dzieciństwo i pozwala wykorzystać drzemiący w nim potencjał.

Klasyczna metoda Domana nie zakłada ilustrowania wyrazów – materiały prezentują same wyrazy. Z jakiego powodu zdecydowała się Pani na materiały z ilustracjami, czym jest to uargumentowane? Wciąż mam odczucie, że korzystanie z obrazków spowalnia „rozgryzanie kodu liter” przez dziecko, które skupia się przede wszystkim na obrazie.

  • Uważam, że dziecku łatwiej jest kojarzyć słowo z dźwiękiem, gdy pomaga mu w tym obrazek. Ilustracje stosuję jedynie w odniesieniu do rzeczowników, gdyż tylko one dają się zilustrować jednoznacznie.
    Zabawę w czytanie zaczynamy właśnie od rzeczowników, toteż kiedy sięgamy potem po inne części mowy – dziecko stopniowo i łagodnie przechodzi do samych wyrazów, które na tym etapie są przecież także obrazami. Bo w czytaniu globalnym wyraz do zapamiętania to obrazek składający się z kółek, kresek, laseczek, ogonków… 😊
    Co to jest ten “kod liter”? Wie Pani, spotykam się niekiedy z tym wyrażeniem, ale nikt jeszcze nie potrafił mi podać definicji tego kodu ani wyjaśnić o co w tym chodzi.


Jakie są podstawowe różnice między klasyczną metodą Domana, a czytaniem globalnym promowanym przez Panią?

  • Tych różnic jest tak dużo, że odstąpiłam od nazywania polskiej wersji czytania globalnego „metodą Domana” i nazywam ją „metodą globalną”.
    Dotyczą one kroju, wielkości i koloru czcionki, innej niż u Domana konstrukcji zestawu (rezygnuję dla przykładu z gotowych zdań, dorośli dysponując dużą ilością wyrazów prezentujących różne części mowy sami mogą tworzyć nieskończone kombinacje różnych zwrotów nazywających dziecku to co dla niego bliskie), a przede wszystkim inaczej podchodzę do sposobu realizacji metody zastępując terminarzyki i systematyczne sesje wesołą, nieregularną zabawą kiedy obie strony mają na nią ochotę.
    Istotny jest dla mnie czynnik psychologiczny (obcowanie ze słowem, dążenie do tego, by dziecko pokochało czytanie), a nie ilość zapamiętanych słów.

Na co powinno się zwracać uwagę korzystając z metody Domana w warunkach polskich – ucząc dziecka języka polskiego.
  • Przede wszystkim nie powinno się zakładać, że w polskich warunkach nie da się tej metody realizować, bo nasz język jest fleksyjny i dziecko przez te odmiany nie nauczy się czytać. Jeśli mamy na myśli czytanie nieznanych tekstów to fakt – nie nauczy się. Nikt nigdy nie nauczył się czytać nie znając liter, a przecież w metodzie globalnej znajomość liter nie tylko nie jest potrzebna, ale nawet niewskazana.
    Czytanie globalne w polskich warunkach to etap wiodący do czytania analityczno-syntetycznego, „szkolnego”, sprawiający, że dziecko bez żmudnych ćwiczeń wkracza w czytanie nieznanych tekstów, że dzieje się to w atmosferze znakomitej zabawy i na ogół wcześniej niż czynią to jego rówieśnicy.
    Na co zwracać uwagę? Na „prysznic emocji” naturalnie. Terminem tym określamy pozytywne skojarzenia towarzyszące aktywności. Jego twórcą jest neurobiolog Gerald Hüther, profesor Uniwersytetu w Getyndze. Dowiódł, że percepcja różnorakich treści jest tym większa im mocniejsze emocje jej towarzyszą.
    Zresztą, sami wiemy dobrze, że to co mocno przeżyliśmy – pozostaje w pamięci. Co jest szare, nudne, codzienne – wpada do głowy i szybko wypada. Toteż nawołuję, by zabawom w czytanie towarzyszył ruch, śmiech, absurd, wygłupy.
Czy w takim razie ucząc dziecko metodą Domana innych języków, powinno stosować się inne wytyczne i jak ocenia Pani prowadzenie programów czytania w dwóch i więcej językach jednocześnie. Czy ma to sens?

  • Myślę, że nauka w zabawie powinna towarzyszyć dzieciom niezależnie od tego gdzie i czego się uczą. Prysznic emocji także. Co do nauki innych języków tą metodą to – jest to zdanie lingwistów i logopedów – ma to sens dopiero wówczas, gdy dziecko opanuje słownictwo potoczne języka ojczystego i będzie w stanie zrozumieć dlaczego pewne wyrazy w języku polskim wyglądają zupełnie inaczej niż w np. angielskim, ale wymawia się je tak samo (dla przykładu: „tu” i „two”). Ma to miejsce mniej więcej w czwartym roku życia.

Gdy dziecko pokazuje i wyszukuje konkretne wyrazy, nazywa samodzielnie litery, czy to już znak, że rozgryzło „kod liter”? I tym samym co w Pani odczuciu nowego powinno robić się z dzieckiem na tym etapie?

  • Kiedy nie pojmuję co to ten kod liter i czekam cierpliwie, żeby ktoś mi to wyjaśnił.
    Moim zdaniem kiedy zaczynamy z maluszkiem zabawy w czytanie widzi on obrazek (nie ilustrację mam na myśli, lecz wyraz) i nazywa go tak jak my nazywamy piktogramy. Porównuję to postrzeganie z patrzeniem na budowlę z klocków lego i widzeniem całości, bez dostrzegania poszczególnych klocków. Małe dziecko nie wie (i bardzo dobrze), że wyraz składa się z liter. Nawet znając je i tak nie uczyniłoby z nich użytku, bo nie dojrzało jeszcze do syntezy wzrokowo-słuchowej.

    Kiedy czterolatek zaczyna dostrzegać w tej budowli pojedyncze klocki (litery) i pyta o nie, to znak, że do tej syntezy dojrzał i możemy mu je nazywać. Od tego momentu rusza lawina i nie da się już powstrzymać dziecka przed próbami odczytywania nieznanych słów. Na początku u niektórych dzieci pojawia się głoskowanie, ale to etap, który szybko mija. Niekiedy zresztą nie występuje wcale. 

    Co robić na tym etapie? Tłumaczyć, że literki (tak naprawdę to głoski, ale darujmy sobie te rozróżnienia) powinny sobie podawać rączki. I dostarczać dziecku do odczytywania krótkie (najlepiej 3-literowe) wyrazy zaczynające się samogłoską (Iza, Ola, osa, oko). Dlaczego samogłoską? Bo samogłoskę można przeciągać tak długo, aż „dojedzie się” do następnej głoski (Oooo-la). Ze spółgłoskami jest bieda.



Kiedy Pani zdaniem nadchodzi moment, w którym program czytania, jako zabawę z kartami, materiałami, można uznać za zakończony i odłożyć pomoce na półkę, zostając wyłącznie przy odpowiednio dobranych, jednak niezwiązanych już z żadną metodą książkach dla dzieci?

  • U każdego dziecka ten moment przychodzi kiedy indziej. To dziecko któregoś dnia zacznie dopytywać się o litery lub odczyta wyraz, którego jeszcze nie widziało. Będzie to sygnał, że można wyjść z zabaw w czytanie globalne i zacząć podsuwać maluchowi nieznane wyrazy.


Czy widzi Pani zagrożenia płynące z zabawy metodą Domana ? Wielu krytyków, często nie podając konkretnych argumentów wieszczy nieszczęścia. Ja osobiście słyszałam już choćby teorie o dzieciach mających kłopoty z ortografią, z opóźnieniami mowy czy nawet dysleksją. Czy w Pani odczuciu cokolwiek z tych krytycznych pomysłów może mieć miejsce i być konsekwencją stosowania właśnie takiej wczesnej metody nauki czytania?

  • Po ćwierć wieku stosowania tej metody mogę owe przestrogi między bajki włożyć.
    No, właśnie. Jakie argumenty przemawiałyby za opóźnieniami mowy, kłopotami z ortografią czy dysleksją? W jaki sposób kilka, kilkanaście minut radosnej zabawy mogłoby ściągnąć na dzieci te wszystkie nieszczęścia?
    Jest na odwrót. Wiadomo, że na ogół mole książkowe nie mają problemów z ortografią, ich zasób słownictwa jest większy od przeciętnego (pamiętajmy, że tylko w książkach dziecko spotyka się z językiem literackim), większy jest także ich zasób ogólnej wiedzy.
    Dziecko, które kocha czytanie i zaczyna czytać wcześniej niż rówieśnicy jest o te wszystkie możliwości do przodu.
    Osobiście, podczas pracy w przedszkolu, zetknęłam się z jedną dziewczynką dyslektyczną, która skończyła potem studia humanistyczne, podjęła pracę w radiu i myślę, że zabawy w czytanie w jakiś sposób pomogły jej się ze swoją dysleksją uporać.
    Zaryzykowałabym twierdzenie, że to nadmiar szybko zmieniających się obrazów emitowanych z TV i gadżetów elektronicznych może doprowadzić do przestymulowania prawej półkuli i różnorakich problemów z padaczką komputerową włącznie. Z całą pewnością zubaża słownictwo i upośledza komunikację społeczną. A czytanie jest alternatywą dla tych niezdrowych uzależnień.

Czy dzieci uczone w ten sposób (stymulacja prawej półkuli) powinny być stymulowane, bardziej niż inne dla równowagi lewopółkulowo?

  • Żadna dysharmonia nam nie służy. Nie jest dobrze, gdy którakolwiek z półkul jest „przestymulowana”, powinna panować między nimi równowaga. Ale nie widzę potrzeby specjalnego stymulowania lewej półkuli ponieważ krótka zabawa z obrazkami przez parę minut dziennie nie może tej prawej półkuli przestymulować.
    Obwiniajmy za to elektronikę a nie obrazki czy książki.

Co sądzi Pani o innych metodach nauki czytania? Czy można je klasyfikować pod względem dobrych i złych? A może lepszych i gorszych? Czy może w Pani odczuciu nie ma znaczenia jak bawimy się w czytanie, jak uczymy dziecko, bylebyśmy w ogóle się tym zajęli?

  • Powiem tak. Dobre są wszystkie metody, które realizowane są w odpowiednim klimacie. W zabawie, na luzie, przy dobrej motywacji i zrozumieniu tego, że dziecko ma prawo nie wiedzieć, zapomnieć, przyswajać wolniej niż rówieśnicy. Przecież, niezależnie od metody, każdy zdrowy człowiek w końcu nauczy się czytać, prawda?

    Przestrzegałabym jedynie przed tzw. mariażem metod (łączeniem różnych metod jednocześnie) oraz przed uczeniem dziecka jednej wersji liter (wersalików). Ten tekst pisany jest małymi drukowanymi literami, tak jak książki, czasopisma czy pisma urzędowe. Duże litery piszemy jedynie w nazwach własnych czy na początku zdania. Toteż nie widzę uzasadnienia, by uczyć dziecko globalnie słowa „MAMA” kiedy powinno być „mama”.
    Mimo wszystko nie jest bez znaczenia kiedy z którą metodą zaczynamy. Nie możemy wymagać od dwulatka, żeby znał litery i dokonywał wzrokowo-słuchowej analizy słowa. Toteż niemowlakom i dzieciom do 4 roku życia zalecałabym zabawy w czytanie globalne, potem można wkroczyć z innymi metodami.


Jaki Pani zdaniem jest najlepszy czas by rozpocząć naukę czytania globalnego, czy zgadza się Pani z Domanem, że im wcześniej tym lepiej?

  • Oj, nie należy robić z tego jakiejś żelaznej reguły.
    Doman zalecał 9 sesji dziennie, co wywołuje u większości rodziców poczucie winy (bo nie wyrabiają), a u dzieci strach przed planszami, albo znudzenie. Naprawdę nie trzeba wszystkiego co mówił Doman brać do serca dosłownie. Możemy zacząć z niemowlakami, możemy z roczniakami, dwulatkami. Możemy dopiero w przedszkolu.
    Nie widzę sensu zabaw w globalne w zerówce, gdy dzieci dojrzały już do analizy i syntezy wzrokowo-słuchowej. Ale i dla nich w poprzednim elementarzu rządowym znalazły się wyrazy do odczytywania globalnego… 😊

Dlaczego w Pani przekonaniu, taki sposób nauki czytania, choć coraz popularniejszy, wciąż nie jest powszechny? Nie jest podstawą choćby w żłobkach czy przedszkolach? Mam nawet wrażenie, że wciąż temat wczesnego wspierania rozwoju dziecka jest tematem kontrowersyjnym.

  • Prawdę mówiąc – nie wiem. Może dlatego, że pokutuje przekonanie, iż globalne nie nauczy czytać w tradycyjnym pojęciu? Może dlatego, że po co zdawać sobie trud i obmyślać zabawy (mam na myśli zabawy utrwalające – wożenie plansz autkami, sprzedawanie, kupowanie, huśtanie na huśtawkach itp.), skoro nie ma tego w podstawie programowej?
    Ale to nie do końca tak. Mam pod swym patronatem cztery przedszkola, w tym jedno w Kanadzie, które pracują tą metodą (zapraszam na stronę, pracują fantastycznie!) i świadomość, że coraz więcej terapeutów, logopedów, nauczycieli sięga po plansze. Bo to działa!

Czy nauka czytania globalnego, jeśli będzie stosowana przez rodziców w domach coraz częściej, ma szansę przyczynić się do zmian w edukacji formalnej? Czy metoda Domana w ogóle ma szansę oddziaływać w jakiś sposób na kształt formalnej szkoły i jaki w Pani ocenie może mieć na nią wpływ?

  • Dzieci z „globalnych” domów i przedszkoli są nieco kłopotliwym nabytkiem dla szkół. Są to dzieciaki czytające i nudzące się na lekcjach, w czasie których nauczycielka pokazuje litery. Może zatem – z czasem – poświęci się tej metodzie więcej uwagi?
    Wiem, że na studiach pedagogicznych uczą o globalnym. Może zatem wkroczy do programów? Szkole mogłoby wyjść to na dobre, bo dostaje obecnie dzieci rok później i zaczyna z nimi pracę od podstaw. Mogłaby dostać czytające dzieciaki i byłoby to zjawiskiem korzystnym w procesie przyswajania wiedzy ogólnej, poszerzania słownictwa, szlifowania stylu itp. Jestem „za”!

Co powiedziałaby Pani na starcie każdemu rodzicowi, który dopiero co nim został, dopiero co usłyszał o możliwości rozwoju dziecka w taki sposób i nie jest do końca przekonany – wciąż zastanawia się nad rozpoczęciem zabawy w czytanie.

  • Bawcie się w czytanie globalne, bo pozwoli to wkroczyć Waszemu dziecku w czytanie „prawdziwe” łatwo, z radością, z ochotą i wcześniej, niż to zakłada program szkolny.
    Im wcześniej dziecko czyta, tym wcześniej poczyna zdobywać ogólną wiedzę. Staje się inteligentniejsze, poszerza zasób wiadomości.
    Bawiąc się w czytanie globalne, uczymy malucha koncentracji, uwagi, skupienia. Doskonalimy jego pamięć i umiejętność analizy wzrokowej. Pozwalamy przeżywać radość z przyswajania sobie nowych umiejętności. Podnosimy jego wartość we własnych oczach – dziecko, nazywając wyrazy na planszach, jest przekonane, że czyta i nie przeczmy temu. Bawmy się dalej, a jego przekonanie stanie się faktem.

    Potencjał Waszego dziecka jest olbrzymi. Dopuśćcie go do głosu, będziecie zdumieni.


Serdecznie dziękuję Pani Marii Trojanowicz - Kasprzak za powyższe odpowiedzi i poświęcenie mi czasu. Wierzę, że ów wywiad przyniesie mnóstwo pożytku i inspiracji moim czytelnikom. 

Jeśli chcesz zainspirować innych rodziców i promować wiedzę na temat globalnego czytania podziel się proszę tym wywiadem ze swoimi znajomymi. 
👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇

Komentarze

  1. 27 year-old Account Executive Bevon Candish, hailing from Keswick enjoys watching movies like Blood River and Calligraphy. Took a trip to Rock-Hewn Churches of Ivanovo and drives a GM Futurliner. przeczytac, co powiedzial

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Najlepsze układanki lewopółkulowe!

Najlepsze układanki lewopółkulowe!
i plansze edukacyjne :)