Alberta już z pewnością wszyscy
znacie, jeśli jednak jakimś cudem nie – możecie zajrzeć do
innych recenzji książek o Albercie na blogu.
Ta część jest jednak wyjątkowa.
Podejmuje bardzo ważny problem, który nie tylko wśród dzieci jest
tematem trudnym. Wciąż jednak nie jestem przekonana czy sposób, w
jaki problem ugryzła Gunilla Bergström mi odpowiada.
Bez wątpienia jednak niezwykłą wartością jest fakt, że problem bezpodstawnego osądzania został przedstawiony chyba z każdej możliwej strony, bez dodatkowego komentarza – do przemyślenia, jako pretekst do dalszej rozmowy z dzieckiem, według własnych poglądów i sposobu wychowania.
Albert w każdej kolejnej części
dorasta, dorastają więc również problemy, z którymi się boryka.
Tym razem Albert zostaje posądzony o kradzież.
Tak zwyczajnie, w zwykły, słoneczny
dzień i to nie przez byle kogo, bo przez bliską mu przecież Mikę.
Nagle w ułamku sekundy, Albert
nierozumiejący właściwie co i kiedy się stało zostaje zupełnie
sam.
Jego najbliżsi przyjaciele mają go za
złodzieja. Tak, jak i ci dalsi, koledzy, znajomi. Nikt nie rozmawia
z Albertem. Wszyscy wytykają go palcami i szepczą.
Nikt też nie pyta Alberta o jego punkt
widzenia, o jego wersję. Nawet gdy próbuje coś tłumaczyć nikt mu
nie wierzy.
„Albertowi wydaje się, jakby nie
istniał”. Aż wreszcie zastanawia się czy wciąż jest tym samym
Albertem skoro nikt już w nim nie widzi prawdziwego Alberta – może
rzeczywiście przestał nim być?
Seria o Albercie to jedna z moich
ulubionych serii wśród książek dla dzieci.
Ta część daje do myślenia. Możemy
porozmawiać z dzieckiem o konsekwencjach bezpodstawnego oskarżenia
kogoś. O przyjaciołach, którzy przecież powinni pokładać w nas
większą wiarę, powinny wysłuchać i zaufać.
Aż wreszcie o tym, że pewnych rzeczy
nie da się odkręcić w zupełności. Ślad może bowiem pozostać
na zawsze.
„Albercie, ty złodzieju” to
świetna okazja by uwrażliwić dziecko na fakt, że słowa ranią, a
ich konsekwencji czasem nie da się zwyczajnie odkręcić zwykłym
„przepraszam”.
Choć zakończenie wywołało we mnie
garść frustracji – jak to możliwe, że jak gdyby nigdy nic temat
oskarżenia Alberta się zakończył – nawet bez wspomnianego
„przepraszam”? Tak łatwo było oskarżyć. I co inni mają o tym
sądzić?
Zaskakujący dla mnie zwrot akcji:
„Mogą sobie myśleć, co chcą. Albert ma się już dobrze.
Zupełnie tak jak zawsze. Bo teraz przynajmniej jeden ktoś, kto wie,
że Albert jest tym Albertem, co zwykle”.
I choć naturalnie wierny i oddany
przyjaciel jest na wagę złota, to przecież od tego przyjaciela
cały problem Alberta się zaczął.
Jestem więc niezwykle ciekawa Waszego
odbioru tej części Alberta – jeśli więc macie, koniecznie
dajcie znać :)
I oczywiście podaj recenzję dalej 👀
👇👇👇👇👇
Komentarze
Prześlij komentarz