Pamiętacie jeszcze fenomenalną
pozycję, którą polecałam Wam nie tak dawno?
„Gdy smok się wprowadza” wydawnictwa CzyTam porwało nas na długie, długie dni.
Mówiłam Wam wówczas, że Smok dotarł do nas z Potworem, co do
którego miałam zdecydowanie większe oczekiwania.
Hania bardzo lubi książki z
potworami, nie wiedzieć czemu w ogóle lubi samo słowo „potwór”
- „Potrzebuję mojego potwora” miało być więc strzałem w 10tkę!
Jednak... książka została przesłonięta przez Smoka i długo nie
mogłam się dowiedzieć, jak zostanie przyjęta przez najważniejszego
czytelnika w naszym domu.
Kiedy emocje i miłość do Smoka nieco
zelżały, po przeszło 2 tygodniach uczestniczenia w niemal każdej
naszej aktywności, wreszcie mogę podzielić się z Wami recenzją.
"Potrzebuję mojego potwora" Amanda Noll, Wydawnictwo CzyTam - recenzja
„Potrzebuję mojego potwora” to
książka z nieco większą ilością tekstu niż Smok oraz z nieco
większą ilością stron. Dlatego też przeznaczona jest
teoretycznie dla dzieci nieco starszych, bo dla maluchów z
przedziału 4+. Jestem jednak, jak już wiecie daleka, od obserwowania oznaczeń grup
wiekowych.
„Potrzebuję mojego potwora” to
kolejny tytuł zilustrowany przez Howarda McWilliama (tak jak Smok)
i to kolejny raz kiedy jest to istne dzieło sztuki. To jeden z
nielicznych ilustratorów, który zachęcił mnie do zwrócenia uwagi
na książkę – a więc zachęciły mnie ilustracje, a nie tematyka
czy treść. Choć w przypadku Potwora to wszystko idzie ze sobą
ramię w ramię.
Treść bowiem też jest nietuzinkowa.
O tym, że mały Ignaś pomoże dzieciom przemóc lęki dowiemy się
nawet z okładki. Sam tytuł uprzedza nas już, że historia będzie
o potworze...
W rzeczywistości potworów jest kilka i ani jeden nie
jest zbyt straszny, choć trzeba przyznać, że na chwilkę zawahałam się
czy ilustracja potworzycy Sylwii nie zasieje spustoszenia w wyobraźni
mojej małej Hani – nic takiego na szczęście nie miało miejsca.
Mam wręcz wrażenie, że właśnie ten potwór nie zrobił na niej
większego wrażenia.
Jest bowiem wiele innych – z długimi
szponami, malowanymi pazurami, wystającym jęzorem czy świszczącym
dyszeniem „hiii- huuu, hiii – huuu”. I to właśnie chyba
Hubert przypadł Hani do gustu najbardziej.
Czy zatem potworów można się
przestraszyć? Pewnie zależy to od dziecka i stopnia jego podatności
na lęki – wyobraźnia płatać potrafi najgorsze figle. W moim
odczuciu jednak jest tu wystarczająco dużo absurdu i humoru, by
wszelkie lęki musiały ustąpić szerokiemu uśmiechowi naszych pociech.
Co najistotniejsze, w moim odczuciu
jest to książka nie tylko o potworach.
To przede wszystkim książka
o przyjaźni i to przyjaźni nie byle jakiej. Przyjaźni z dwóch
światów, przyjaźni z kimś kto może nie powinien być
przyjacielem? Miał być odrażający, przerażający, straszny...
A
jednak potwór Ignasia, Gab, jest dla niego potworem wyjątkowym –
żaden inny nie ma takich pazurów jak on, żaden tak nie pochrapuje
i nie świszczy przez nos.
Te wszystkie „strachy” dla małego
chłopca stają się ważne i niepowtarzalne, a potwór Gab jest
zdecydowanie przyjacielem, którego nie można tak po prostu
wymienić!
Choć nie mogę zachwycić się książką
tak bardzo jak Smokiem – taka książka zdarza się raz na długi
czas, jest to pozycja zdecydowanie bardzo, bardzo wartościowa.
Prawdopodobnie gdybyśmy otrzymali ją bez fenomenalnego Smoka w
paczce zrobiłaby na nas jeszcze większe wrażenie.
Niemniej jest to
zdecydowanie pozycja plasująca się na szczycie tytułów, jakie
czytaliśmy Hani, pozycja godna polecenia, zwłaszcza dla maluchów,
które boją się zajrzeć pod łóżko.
Dzięki „Potrzebuję mojego
potwora” przekonają się, że można znaleźć tam dużo humoru i zaskakujących odkryć.
Jeśli Wy także potrzebujecie potwora,
a recenzja przypadła Wam do gustu koniecznie podzielcie się nią ze
znajomymi.
👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇👇
57 year old Sales Associate Magdalene Kesey, hailing from Courtenay enjoys watching movies like Donovan's Echo and Machining. Took a trip to Historic Town of Goslar and drives a Ford GT40. sprawdz
OdpowiedzUsuń